No i w końcu, Kraków! Tak, zaczęło się. Event kulinarny dla blogerów opatrzony warsztatami fotograficznymi, a zwieńczony nie zapomnianą kolacją. Ale po kolei... Przypadek czy przeznaczenie? Śmiem twierdzić, że to drugie. Jednak jak wszystkim wiadomo przeznaczeniu trzeba pomagać i tu podziękowania dla Ulli.
No i spotkałam tyle sympatycznych osób, przegadaliśmy litry wina ;)
Pan sommelier zadbał o pełne kieliszki w każdej chwili. Niestety gdyby mnie ktoś zapytał co piłam, to pamiętam, że było czerwone i chillijśkie. O piwie wiem trochę więcej, ale to inna historia...
Kolacja odbywała się w centrum Krakowa, w starej lecz odnowionej kamiennicy Stradom15. Niesamowite wnętrze, surowe, jednak przygotowane na Nasz przyjazd w nieco kameralnym stylu. Piękne czerwone tulipany, doniczki z ziołami i te zapachy.
Przechodząc dalej mogliśmy zapoznać się z ofertą Barilli - organizatorem tego wspaniałego wieczoru, ale także spróbować niesamowitych przystawek przygotowanych przez Miłosza, szefa kuchni Fiorentina.
Był tatar z tuńczyka z pianką z czerwonych pomarańczy, ośmiornica z zielonym puree oraz czipsy z topinambura z kremem. Smaki i aromaty czuje do dziś, szczególnie do gustu przypadł mi tatar.
W między czasie Piotrek zdradzał Nam tajniki dobrej fotografii kulinarnej. Podpowiadał, pokazywał, aż przyszło Nam w praktyce zrobić zdjęcia z profesjonalną lampą. Większość z Nas oniemiała z zachwytu, a niektórzy (w tym ja) poznawali swój sprzęt haha!
No ale dobra, poznałam kilka tricków to będę wykorzystywać. No i jestem nieco zmobilizowana do bliższego zapoznania się z moim Nikonem ;)
W między czasie padła lampa i mieliśmy mały problem z oświetleniem.
Ohh możecie zobaczyć jaka pilna ze mnie uczennica ;)
Mieliśmy tez kilka modeli na naszych warsztatach fotograficznych.
Poznajcie tagiatelle z ogonami wołowymi oraz farfalle z owocami morza.
I przyszedł czas na kolację, bo już wszystkim w brzuszkach burczy. Warto było czekać, apetyt się zaostrzył. Wszyscy bardzo szybko pochłonęli krem z kasztanów z pancettą, chipsem ze szpinaku i pudrem z boczku.
Na danie główne wjechał makaron rigatoni z sosem z pieczonych pomidorów i burattą (rodzaj mozzarelli). Przepyszny sos, a burrata to kulinarny orgazm! Pewnie nie dostąpię już zaszczytu zjedzenia tego sera, ale moje kubki smakowe zapamiętają go na długo. Idealnie sprężysty,a w środku miękki. Niebo w gębie!
I deser, po prostu eksplozja smaków! Czekolada, jagody, borowiki- tak! Chipsy z borowika, puder z malin i mięta. Jak wtedy byłam w niebie, to jedząc ten deser gdzie byłam? Rozpłynęłam się w zachwycie.
Nasza skromna lecz nieco zwariowana grupa blogerów:
Nikt nie wyszedł z pustymi rękoma Barilla, reprezentowana przez Kasię, Zosię i Ewę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz